Blog Ani Kozery
Wybieram dobre samopoczucie.

Rodzice  /  27-02-2020  /  Ania Kozera

Wybieram dobre samopoczucie.

Pewnie nie tylko ja szukam recepty na dobre samopoczucie. Piątka dzieci potrafi dać w kość. Jak tu zachować dobry humor, gdy dzieci marudzą i narzekają, zapominają prawie o wszystkim, robią rzeczy na ostatnią chwilę lub nie wyrabiają się w określonym czasie, zniechęcają się pierwszą napotkaną przeszkodą, chodzą spięte, drażliwe i poirytowane… A przecież oprócz dzieci na głowie jeszcze cały multum spraw.

Czas na refleksję.

Zaraz, zaraz, to wszystko brzmi dziwnie znajomo. Właśnie w pigułce opisałam moje największe przywary. Jak dzieci mają przestać marudzić, jeśli ja chodzę i zrzędzę. Czy moje poirytowane uwagi wypowiadane podniesionym głosem przekonają ich do cichego i życzliwego zachowania? Czy nauczą się punktualności i lepszego planowania, jeśli ja zawsze muszę załatwić jeszcze tylko jedną sprawę w chwili, gdy powinniśmy już jechać na trening? Czy nauczą się wytrwałości, jeśli ja pomimo postanowienia, że będziemy raz tygodniu razem rysować, po pierwszej lekcji nie znalazłam od dwóch miesięcy czasu na kolejną?

Dzieci jak lustro.

W wielu sytuacjach zauważam, że dzieci naśladują mnie. Gdybym szukała teorii spiskowych to bym powiedziała, że mnie przedrzeźniają i wytykają mi moje słabości. Prawda jednak jest taka, że są to zachowania zupełnie naturalne i nieświadome. Dzieci uczą się bardzo wielu rzeczy właśnie przez naśladowanie. I nie ważne, ile będę im opowiadać o właściwym zachowaniu, jeśli nie pójdzie za tym własny przykład, na niewiele się to zda.

Potrzeba trochę sprytu.

Mam dobrą wiadomość. To dziecięce lustro odbija także wszystkie pozytywne zachowania. Zamiast siedzieć i zamartwiać się jak to mi ciężko, jakie trudne i wymagające dzieci mi się przytrafiły biorę się za to, na co mam faktyczny w pływ – czyli moje nastawienie i zachowanie. Wybieram dobre samopoczucie i pracę nad swoimi, a nie dzieci słabościami.

Nic nie działa tak dobrze jak własny przykład. W moim przypadku dobre rady innych są dla mnie jak płachta na byka, jeśli widzę, że to tylko gadanie a nie autentyczna życiowa postawa. Dlaczego oczekuję od dzieci, że będą mnie słuchały, jeśli sama nie stosuję się do tego co mówię?

Jak sobie pomagam.

Nie jestem robotem, którego można szybko przeprogramować. Żeby wyjść z błędnego koła muszę sobie trochę pomóc. Po pierwsze, podejmuję wewnętrzną decyzję, że od teraz będzie inaczej. Dodatkowo stwarzam przyjazne warunki do funkcjonowania każdego dnia. To trochę temat rzeka – zasygnalizuje tylko najważniejsze rzeczy, a w przyszłości rozwinę temat w innych artykułach.

Zdrowy egoizm i troska o siebie.

To trywialne a jednak łatwo o tym zapomnieć. Żeby troszczyć się o innych trzeba najpierw zatroszczyć się o siebie. Wysypiam się. Jem smacznie, zdrowo, regularnie. Pamiętam o piciu wody. Dbam o to, żeby ruszać się nie tylko na schodach w domu i z odkurzaczem. Badam się i przestrzegam zaleceń lekarzy. Co jakiś czas funduję sobie masaż.

Lubię dobrze wyglądać, dlatego regularnie odwiedzam fryzjerkę i kosmetyczkę. Ubieram się ładnie cały czas, a nie tylko jak wychodzę z domu (wyrzuciłam z szafy wszystkie domowe łachy, żeby nie mieć pokusy na popadanie w dziadostwo). Do sprzątania i gotowania zakładam po prostu fartuszek.

Autentyczne relacje z innymi.

Przede wszystkim nie porównuję się z innymi. To dla mnie niepotrzebna strata energii. Żyję swoim życiem i nie potrzebuję potwierdzenia czy wiedzie mi się lepiej, czy gorzej niż komuś innemu. Nie mam również potrzeby zadowalania innych i spełniania ich zachcianek.

Pielęgnuję relacje z osobami, które mnie inspirują i napełniają pozytywną energią. Jednocześnie wycinam lub ograniczam do koniecznego minimum kontakty z ludźmi dla mnie toksycznymi lub nie wnoszącymi nic pozytywnego.

Preferuję spotkania kameralne, na których mam możliwość bycia w pełni z druga osobą. Gdzie jest przestrzeń do szczerej i interesującej rozmowy, a nie gadania trzy po trzy i zabłyśnięcia nie wiadomo czym.

O tym, żeby dzieci nie pozbawiały mnie całej energii pisałam w innym artykule (link).

Otoczenie, które dodaje mi energii.

Źle się czuję otoczona bałaganem, brudem i nadmiarem rzeczy. Wspólnie dbamy, żeby w domu było czysto. Rzeczy mają swoje miejsce, co ułatwia zarówno szukanie czegoś jak i zachowanie wizualnego ładu. Zabawki dzieci mają nie wylewać się poza ich pokoje i kącik do zabawy, a zanim rozpocznie się kolejna zabawa, należy posprzątać poprzednią.

Regularnie przeglądam szafy i inne zakamarki – pozbywam się rzeczy, których nie używam i nie potrzebuję (ubrania, książki, sprzęty domowe, zabawki, itp.). Do zakupów podchodzę zawsze z dużą dozą rezerwy. Jest bardzo dużo pożytecznych przedmiotów, które na pewno mogłyby mi się kiedyś przydać, ale czy są mi niezbędne? „Niezbędne” definiuję ja, nie zastanawiam się, co inni by na to powiedzieli. Dla mnie niezbędnym wyposażeniem jest np. konsola do gier, czy kije do golfa.

Wyprowadziliśmy się poza miasto, żeby cieszyć się ciszą i czystszym środowiskiem. W domu mam meble i wyposażenie, które jest estetyczne, ale też praktyczne i wygodne. Bez nadmiaru, bez zagracania, bez niepotrzebnego wydawania pieniędzy. Niepotrzebnego dla mnie i mojej rodziny, a nie innych.

Odpoczynek i drobne przyjemności.

Odpoczynek potrzebny jest mi tak samo jak sen, czy dobre jedzenie. Dlatego dbam o to, żeby nie zaniedbywać tego obszaru. Nie pomoże dobry wygląd, czysty i zadbany dom i życzliwi ludzie dookoła, jeśli nie znajdę czasu na relaks. Intensywnie pracuję, ale jednocześnie daję sobie prawo do intensywnego odpoczynku. To dla mnie jak dwie strony medalu. Nie potrafiłabym tylko pracować lub tylko odpoczywać.

Wieczory, weekendy, wspólne wakacje, czas świąt. Jest czas dla siebie, dla męża i jest też czas dla dzieci. Wszystko w odpowiednich dla mnie proporcjach. Sposobów na zagospodarowanie tego czasu mamy bardzo wiele – różne aktywności sportowe, gry wideo, planszówki, karcianki, spacery, filmy i seriale, spotkania z przyjaciółmi. Znajdź to co ciebie najbardziej cieszy i pozwala ci odpocząć od obowiązków.

Każdy dzień jak mini wakacje.

Do tego tak organizuję dzień, żeby przeplatać go różnymi małymi przyjemnościami. Np. przerwa na kawę, spacer z dziećmi w środku dnia, drzemka z maluchem, jeśli takiej potrzebuję, muzyka lub audiobook w trakcie sprzątania czy gotowania, gra z dziećmi. Możliwości na miłe zorganizowanie dnia mam na pewno znacznie więcej niż mój mąż, który pędzi ze spotkania na spotkanie.

Szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dzieci.

Jestem ogromną szczęściarą. Mam zdrowie, kochającego męża, wspaniałe dzieci. Robię w życiu to co sama wybrałam i lubię moje codzienne zajęcia. Czasem wystarczy to sobie przypomnieć, by od razu poczuć się lepiej.

Wiadomo, że jest też i zmęczenie, presja czasu, dużo spraw do ogarnięcia, pojawiające się trudności i kłopoty, choroby a czasem po prostu brzydka pogoda. To jednak nie powody by usiąść i użalać się nad sobą, zamiast cieszyć się tym co się ma.

Szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dzieci. Owszem, dzieci są dla mnie ogromnym źródłem radości, jednak nie mogę zapominać o tym, że to nie one mają dbać o mnie tylko ja o nich. Potrzebuję znaleźć w sobie siłę i zadowolenie z życia. W relacji rodzic dziecko to ja mam być dla dziecka oparciem a nie na odwrót.

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się wiecej Pliki cookies to niewielkie pliki tekstowe przechowywane przez przeglądarkę internetową na urządzeniu użytkownika) m.in. do analizy statystycznej ruchu, dopasowania wyglądu i treści strony do indywidualnych potrzeb użytkownika. Pozostawiając w ustawieniach przeglądarki włączoną obsługę plików cookies wyrażasz zgodę na ich użycie. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystanie plików cookies zmień ustawienia swojej przeglądarki. Akceptuję