Nowy rok, nowy start, ambitne plany i postanowienia. Zastrzyk pozytywnej energii i mobilizacji w środku ciemnej i nieprzyjemnej zimy. Potem dwa trzy tygodnie euforii, pierwsze czy drugie niepowodzenie i powrót do starej, znanej rutyny. Poczucie porażki, spadek nastroju, rezygnacja. Ale jest światełko w tunelu od nowego roku będzie nowa szansa i tym razem na pewno się uda.
Taki rollercoaster towarzyszył mi przez kilka lat. W pewnym momencie jednak doszłam do wniosku, że nie chcę fundować sobie takiej huśtawki i zaczynać każdego roku od nowa. Moje życie ma być satysfakcjonujące cały czas, a kolejne lata tworzyć całość i dawać mi poczucie spełnienia.
Idę małymi krokami do przodu.
Znam osoby, które potrafią szczegółowo zaplanować cały rok z góry i konsekwentnie dążyć do wyznaczonego celu. Moja osobowość jest jednak inna. Myśl o tak dużym przedsięwzięciu przytłacza mnie i zniechęca do działania. Takie zadanie wydaje mi się nierealne i od razu tracę motywację. Wpadam w codzienną rutynę i żyję z dnia na dzień.
Potrzebowałam więc znaleźć model, który wpisze się w mój sposób myślenia i pozwoli mi znaleźć wewnętrzną motywację. Długofalowo wyznaczam tylko główne kierunki. Konkretne cele na maksymalnie trzy miesiące, a szczegółowe plany nie dalej jak na tydzień i dzień. Potrzebuję codziennie osiągać małe sukcesy, które napędzają mnie do dalszego działania.
To ja kontroluję kalendarz a nie on mnie.
Najlepszy czas dla mnie na roczne podsumowanie i sprawdzenie długofalowych kierunków jest w środku lata, a nie zimy. Latem jestem pełna energii i wypoczęta, a w głowie pojawiają mi się najlepsze pomysły. Zimą wolę pojechać na autopilocie i nie dokładać sobie odpowiedzialnych zadań i decyzji, które mają mieć wpływ na życie moje i moich bliskich.
Jak zwiększam szansę na sukces.
Próbowałam różnych sposobów, szukałam też inspiracji u innych. Metodą prób i błędów wypracowałam mój sposób na wyznaczanie sobie celów, w taki sposób żeby maksymalizować szanse na ich realizację. Dla mnie to działa. Przy wyznaczaniu celów pamiętam o kilku prostych zasadach:
- Uwzględniam wszystkie najważniejsze obszary w moim życiu – zdrowie, rodzina, praca, finanse, rozwój osobisty, relacje z innymi. Chcę rozwijać się całościowo i odnosić sukces we wszystkich ważnych dla mnie obszarach, a nie tylko w jednym kosztem innych.
- Formułuję cele tak, żebym miała przekonanie, że jestem w stanie osiągnąć to, co planuję. Dzielę większe rzeczy na kilka mniejszych etapów i cieszę się osiąganiem małych sukcesów po drodze.
- Jak najbardziej konkretnie określam rezultat końcowy, żebym bez wątpliwości mogła stwierdzić, czy realizuję cel czy nie. Zamiast ogólnego stwierdzenia „wrócić do formy po ciąży” zapisuję „osiągnę wagę nie większą niż 62 kg i będę ćwiczyć co najmniej dwa razy w tygodniu”. Zamiast „będę więcej pisać” – „napiszę 4 artykuły w ciągu 3 miesięcy”.
- Dla każdego z celów szukam wewnętrznej motywacji. Wyobrażam sobie, co się stanie jeśli nie uda mi się go zrealizować. Jeśli nie jest to dla mnie wystarczająco poruszające, odpuszczam i szukam czegoś innego.
- Zapisuję cele i regularnie do nich wracam. Przypominam sobie dlaczego chcę je osiągnąć. W tygodniowym planowaniu staram się dołożyć zadania, które będą mnie posuwać do przodu nie tylko w bieżących sprawach, ale również w długofalowych celach.
Poczucie kontroli.
Jestem spokojna i czuję się szczęśliwa, gdy mam kontrolę nad swoim życiem. Bez planu i jasno określonych celów porywa mnie dzień codzienny i przytłaczają codzienne obowiązki. Tracę potrzebę pracy nad sobą i popadam ogólnie rzecz ujmując w dziadostwo. Dlatego tak ważne jest dla mnie wyznaczenie kierunków i świadome podążanie do przodu każdego dnia. Nawet jeśli są to malutkie kroczki. W długiej perspektywie te małe osiągnięcia składają się na duży sukces.